W tym roku mija 25 lat od upadku komunizmu. Choć okres PRL-u jest różnie oceniany, nie ma wątpliwości co do tego, że odcisnął swoje piętno na politycznym, społecznym i gospodarczym życiu Polaków. Mało kto jednak zdaje sobie sprawę, że PRL wpłynął także na nasz stosunek do hazardu. Hazard w czasach PRL-u był zabraniany jako burżuazyjna, dekadencka i indywidualistyczna rozrywka. Choć polskie regulacje hazardowe były miej restrykcyjne niż w innych krajach bloku wschodniego, zabronione były zarówno gry kasynowe, jak i poker. Mimo to, za fasadą zakazów odbywały się nielegalne rozgrywki, a do tego dynamicznie rozwijał się „legalny hazard”, czyli totalizator sportowy, zdrapki i wyścigi konne. Podobno w drugiej połowie lat 80-tych komunistyczne władze rozważały nawet legalizację kasyn w Polsce na wzór rozwiązań przyjętych w Wielkiej Brytanii.
Oaza hazardu na warszawskim Służewcu
Udokumentowana tradycja wyścigów konnych w Polsce sięga końca XVIII wieku. Cieszyły się one niesłabnącą popularnością także w czasach zaborów i w okresie międzywojennym. Wyścigi konne prowadzone przez Państwowe Tory Wyścigów Konnych były jedną z niewielu legalnych propozycji dla osób z duszą hazardzisty były w PRL-u. Gonitwy odbywały się w Warszawie, we Wrocławiu i w Sopocie. Tor na warszawskim Służewcu powstał tuż przed wybuchem II wojny światowej jako jeden z najnowocześniejszych obiektów tego typu w Europie. Po zakończeniu wojny szybko, bo już w 1946 roku wznowił działalność. Na służewieckim torze słynne odbywały się zarówno słynne Derby, jak i mniej prestiżowe imprezy. Tereny zielone otaczające tor przyciągały odwiedzających.
Wyścigi konne można było w Warszawie obstawiać nawet w czasach stalinowskich. Każdy mógł typować wyniki gonitw, a wpłacone kwoty składały się na pulę nagród, rozdzielaną między zwycięzców. Zakłady były dostępne już od bardzo niskich stawek i cieszyły się dużą popularnością w latach 60-tych i 70-tych.
Na Sopockim torze początkowo odbywały się tylko wyścigi sezonowe, które w latach 70-tych rozszerzono o organizację imprez jeździeckich. Wyścigi konne we Wrocławiu czasy największej popularności przeżywały w drugiej połowie lat 50-tych. Ponieważ nie było jeszcze lokalnych ekspozytur totalizatora wyścigów, mieszkańcy okolicznych miejcowości zjeżdżali do Wrocławia, by postawić zakład. Po okresie zastoju wrocławski tor przeżywał kolejny rozkwit działalności w latach 70-tych.
Spróbuj szczęścia, czyli Totalizator Sportowy
Nie można mówić o legalnym hazardzie i grach losowych w PRL-u nie wspominając o Totalizatorze Sportowym. Totalizator utworzono w 1956 roku na fali odwilży związanej ze śmiercią Stalina i dojściem do władzy Władysława Gomułki. Liberalizacja systemu politycznego umożliwiła ograniczony rozwój w dziedzinie rozrywki. Instytucję Totalizatora Sportowego powołano do życia, żeby zebrać fundusze potrzebne na remont obiektów sportowych. Totalizator rozpoczął działalność od zakładów sportowych ligi polskiej. Aby postawić zakład, typerzy wypełniali specjalne kupony, które początkowo wysyłali pocztą, a opłatę stanowił specjalny znaczek.
W 1957 roku firma uruchomiła grę losową, która okazała się strzałem w dziesiątkę i do dziś cieszy się popularnością wśród milionów Polaków. Mowa o Toto-Lotku (późniejszym Dużym Lotku, przekształconym w dzisiejsze Lotto), który polegał na losowaniu 6 z 49 kul. W ofercie Totalizatora pojawiły się także loterie pieniężne, czyli zdrapki. Ważnym wydarzeniem było objęcie zakładami piłkarskimi gier Ligi Angielskiej w 1959 roku. Pojawiały się także kolejne wariacje Toto-Lotka o różnych stawkach i zasadach: Mały Lotek (1973), Express Lotek i Zakłady Specjalne (1976) oraz Super-Lotek (1986). Punkty sprzedaży kuponów powstawały na terenie całego kraju.
Pierwsze losowania Toto-Lotka odbywały się z udziałem publiczności. Przełomowym momentem była pierwsza telewizyjna transmisja losowania 11 marca 1973 roku, a kilka miesięcy później wprowadzono maszyny losujące. Totalizator Sportowy był państwowym monopolistą w grach loteryjnych, podobnie jak jego dzisiejszy spadkobierca, Lotto.
Szczęście? Szczęście trzeba umieć sobie zorganizować
Poza legalnymi grami losowymi w PRL-u istniał osobny świat gier hazardowych organizowanych „w podziemiu”, nielegalnie, w prywatnych mieszkaniach i pokojach hotelowych. Były one często pozbawione jasnych zasad, a gracze narażeni byli na oszustwa i wyłudzenia. Klimaty rozgrywek pokerowych przełomu lat 70-tych i 80-tych barwnie opisuje Franciszek Przeklasa, autor powieści „Pokerzyści i frajerzy”. Świat peerelowskiego hazardu świetnie obrazuje także kultowy film Sylwestra Chęcińskiego „Wielki Szu”, a najbardziej znany cytat z filmu, "Graliśmy uczciwie: ja oszukiwałem, ty oszukiwałeś - wygrał lepszy" doskonale oddaje panujące w nim zasady. Hazard w Polsce Ludowej miał także swoich rzeczywistych bohaterów, do których niewątpliwie należał Marek Minchberg, zwany Grubym Markiem. Michberg sam był urodzonym graczem, kochał wszystkie gry hazardowe, a jego często cytowanym powiedzeniem było: „Nie gram tylko na fortepianie, bo tam karty się ślizgają”. Przedsiębiorczy mężczyzna stworzył w latach 70-tych całą sieć podziemnych kasyn, które jak magnes przyciągały spragnionych rozrywki graczy i duże pieniądze. Grano w blackjacka, ruletkę i pokera, grę prowadzili krupierzy, a podobno czasami nawet sam właściciel. Do dyspozycji graczy był bufet i drinki. Nie można było jednak dostać się do poziemnego kasyna bez wprowadzenia przez kogoś znajomego.
Milicja wiedziała o całym procederze, ale jej rzadkie interwencje ograniczały się zwykle do zarekwirowania sprzętu, a organizatorzy gier pozostawali nieuchwytni. Liczbę odwiedzających prowadzone przez Minchberga domy gry szacuje się nawet na kilka tysięcy osób, wśród których prawdopodobnie nie zabrakło samych milicjantów. Po odzyskaniu niepodległości marzeniem Minchberga stało się otwarcie własnego, legalnego kasyna. Miał już zaplanowaną lokalizację – hotel Warszawa, dzisiejszy Novotel Centrum, zamówił w Londynie odpowiedni sprzęt, jednak na drodze do realizacji ambitnego projektu stanęło… oszustwo. Aby ułatwić sobie otrzymanie koncesji na prowadzenie kasyna, Minchberg zaangażował się w powstanie fundacji Bezpieczna Służba, która miała otrzymywać 10% zysków z kasyna i przeznaczać je na pomoc rodzinom poszkodowanych policjantów. Fundacja okazała się jednak przykrywką dla prania brudnych pieniędzy przez powiązanych ze światem przestępczym członków zarządu. Minchberg mógł zapomnieć o koncesji.
Komunistyczna Polska tylko z pozoru była hazardową pustynią. Dynamicznie rozwijającej się państwowej loterii i branży wyścigów konnych towarzyszył ukryty, barwny świat nielegalnego hazardu w prywatnych kasynach. Wszystko zmieniło się po odzyskaniu niepodległości, kiedy prowadzenie kasyn mogło być legalne, a reguły zaczął wyznaczać wolny rynek. Ale to już zupełnie inna historia.